niedziela, 28 marca 2010

Hej, Boyd - jak się czujesz?


Boyd Rice to szalenie interesujący Amerykanin - okultysta, artysta plastyk, współtwórca nurtu UNPOP ART, filozof, poszukiwacz Świętego Graala, sobowtór Dymitra Miedwiediewa i muzyk. W swojej karierze bawił się rożnymi gatunkami - od dziwacznych neo-folków, przez pop, aż po dzikie, szatańskie, apokaliptyczne, niesłuchalne, amelodyjne noisy. W których, zresztą Boyd (czy też NON, bo pod takim pseudonimem często występuje) czuje się chyba najlepiej. Jego muzyka jest groźna, złowieszcza, prowokująca, a jednocześnie hipnotyzująca. W słuchaczu wywołuje niepokój, przygnębienie, gniew. Boyd lubi szokować - zarówno tekstami, jak i strona wizualną swojej twórczości - odwołuje się często do symboli okultystycznych, religijnych i stylistyki nazistowskiej. Jak już pisałem - Boyd Rice to głównie potępieńczy noise - ale nie tylko.
Płyta The way I feel to składanka utworów łagodniejszych brzmieniowo (ale mocnych w warstwie lirycznej) nagranych na przestrzeni lat z wieloma tuzami sceny neo-folkowej i ambientowej. Dość wymienić takie szychy jak David Tibet (Current 93), Douglas P. (Death In June), Coil i Luftwaffe.
Jak tytuł wskazuje i jak głosi tekst na karteczce (bo trudno to książeczką nazwać) dołączonej do albumu, jest to płyta o uczuciach, jakie targają Boydem. Czyli jest tu wszystko, co lubi i czym chciałby się podzielić ze światem: muzyka z filmu Richarda Wolstencrofta Pearls before swine (w którym nota bene zagrał główną rolę), okultyzm, kiczowate popowe wstawki, żarty (Why did the feminist cross the road?), folk, przemyślenie na temat natury ludzkiej, ambient i soczyste teksty.

Aż przytoczę moje dwa ulubione fragmenty:

"Whatever happened to Vlad the Impaler?
Where's Genghis Khan when you need him?"
Z piosenki People


I z kawałka o wdzięcznym tytule Hatesville:

"And you know what?
You need hate
And we need to let you hate, because we're your friends
And we want to see you happy, and healthy, and just a little bit angry"

Prawda, że urocze? Teraz wyobraźcie sobie, że cała płyta taka jest. Rozkoszna, ironiczna, kochana.
A przy tym bardzo przyjemna dla ucha.




Hatesville na zachetę:

1 komentarz: