piątek, 5 sierpnia 2011

Sasha Grey nie przyjechała.


Długo czekałem na koncert Current 93. Bardzo długo. I wreszcie się doczekałem. Czuję się trochę bardziej spełniony.


Katowicki występ Tibeta i spółki zaczął się od Rivers of Babilon (puszczone z taśmy, żeby nie było wątpliwości), w które wbiły się industrialowe trzaski i szumy. Potem przyszedł czas na Invocation of almost, a kiedy czarne statki podgrzały densflor sala zmieniła się w kościół baptystów i wszyscy zaczęli tańczyć obłąkańczo, zrzucając z siebie ubrania i wykrzykując wyrazy w zapomnianych językach.. Wróć. Nie. Ale prawie.
Grano głównie kawałki z ostatnich płyt*, więc było bardziej mrocznie, ciężko i psychodelicznie niż lirycznie i nastrojowo. Po sufitem kłębiły się alefy, eony i apokryfy, jednak znalazło się też miejsce dla Lucyfera (sponad Londynu, oczywiście).
W tle majaczyła rozgwieżdżona Golgota. A sam Tibet? Zawodził swoim obłąkańczym, profetycznym skrzekiem, tańczył (boso), podrygiwał (również boso) i wyginał się ekstatycznie (wciąż boso). Po prostu cudownie. Także wspierający go apokaliptyczny orszak znakomitości (m. in. Baby Dee, Andrew Liles i Michael Cashmore) spisał się znakomicie. Trochę szkoda, że nie było więcej starych piosenek (wszystkie piękne koniki zostały chyba wcześniej złożone w ofierze), ale cóż - dzięki temu koncert był bardziej uporządkowany i spójny. Poza pewnymi wstawkami humorystycznymi sprawiał wrażenie dawno temu napisanej liturgii. Ja, w każdym razie, czułem się jakbym uczestniczył w jakiejś dziwacznej, heretyckiej mszy.

Grali ponad dwie godziny, i pewnie grali by dłużej, gdyby nie przeszkodziły czynniki oficjalne.

Szkoda tylko, że nie potańczyliśmy narkoleptycznie, ale i tak to był koncert życia. .

Pozytywnym zaskoczeniem był support - Trembling Bells. Na albumach studyjnych prezentowali smut-folkowe pipczenie w stylu znanej ludowej piosenki o córce młynarza, co to lubiła się puszczać, a na końcu umarła z miłości. Tymczasem na żywo pokazali jaja - brzmieli groźniej, ciężej - nawet wokal aż tak bardzo nie wkurwiał.



Invocation of Almost z koncertu w Moskwie. Podobne wykonanie dosyć.



p.s.: notkę zdobi obraz Davida Tibeta, I have seen the gnostic glory 1. Do kupienia na jego stronie.

p. s. 2: Z zabawnych ciekawostek: w ramach bisu Baby Dee zaśpiewała piosenkę Shirley Temple, Be optimistic, kończąc ją słowami "Smile, you little gothic faggot".

p. s. 3: A centrum Katowic nocą jest całkiem miłe dla oka.

*To niesamowite, ale piosenki z HoneySuckle Æons brzmiały lepiej na żywo.