piątek, 10 sierpnia 2012

Dobry nacbol Zachar

Zachar Prilepin, jak sama nazwa wskazuje, jest rosyjskim pisarzem. Kiedyś był żołnierzem, wałczył w Czeczenii. Zdobył też sporo nagród (za pisanie, a nie za strzelanie do Czeczenów). Należał do Partii Narodowo-Bolszewickiej. Czyli grupy miłych pań i panów, wyznających ideologię łącząca w sobie komunizm i nazizm. Narodowi bolszewicy marzą o powrocie państwa opiekuńczego na wzór Związku Radzieckiego i podpierają to wielkomocarstwową retoryką. Narodu nie rozpatrują w kategoriach etnicznych, ale kulturowych - Rosjaninem dla nich jest ten, kto utożsamia się z rosyjską kulturą. Aktywnie bronią obywateli rosyjskich mieszkających na terytorium byłych republik radzieckich.

I nie ma w tym nic dziwnego (no, dobrze - trochę jest) jeśli wziąć pod uwagę, że partię założyli pisarz-skandalista Eduard Limonow (którego Sołżenicyn nazwał kiedyś "małym insektem piszącym pornografię")*, muzyk punkowy Jegor Letow (grupa Grażdanskaja Oborona) i filozof oraz ideolog polityczny (przedstawiciel eurazjatyzmu) Aleksandr Dugin. Partia działała w latach 1992-2007, aktualnie jej zwolennicy skupieni są w ramach bloku Drugaja Rossija (jest to sojusz kilku partii opozycyjnych, na czele stoją Limonow i Garri Kasparow). Nacbole (bo tak się określa sympatyków tej partii) uczestniczyli (uczestniczą) w większości manifestacji anty-rządowych, chuliganią, przeprowadzają akcje protestacyjne - są głośni i obecni. Oraz regularnie zamykani w aresztach. Jedną z ich najsłynniejszych akcji było zajęcie budynku Ministerstwa Zdrowia i wyrzucenie przez okno portretu Putina. Obraz został zakupiony wcześniej, a nie zdjęty ze ściany biura, coby uniknąć oskarżeń o zniszczenie mienia państwowego.

Ale ja tu się rozpisuję o nacbolach, a miałem o Prilepinie. Trudno, przyda się później.

Póki co, w naszym prześlicznym kraju wyszły dwie jego książki. Pierwsza - Patologie - przedstawia historię grupy żołnierzy podczas wojny w Czeczenii, druga, zatytułowana Sańkja, opowiada o młodych, idealistycznych nacbolach.

Patologie są debiutancką książką Prilepina i, jak to często w tym przypadku bywa, nie porażają oryginalnością. Tekstów kultury o wojnie w Czeczeni powstało multum i zapewne wiele jeszcze powstanie (Już teraz obie wojny na tych terenach nazywa czasami się "rosyjskim Wietnamem") - Patologie są tylko jednym z nich. Mamy więc oddział wojskowych, którzy właśnie przyjechali do Groznego. Żołnierze pija, palą, żartują i mordują miejscową ludność. Standard raczej. Główny bohater, Jegor, nie różni się zbytnio od swoich kolegów - robi dokładnie to co oni, z tym, że czytelnik ma okazję poznać jego myśli, przeczytać co nurtuje go w czasie wolnym od wspomnianych zajęć. A myśli Jegor głównie o domu. Wspomina swoje dzieciństwo, swój związek z niejaką Daszą. I jak tak wspomina, to się aż człowiekowi robi tęskno. Fragmenty, gdy bohater ucieka myślami z pola walki są najlepszymi w całej powieści - reszta to solidna, dobrze napisana historia, ale tylko tyle.

Sańkja jest już książką późniejszą, dojrzalszą i o bardziej nietypowej tematyce. Tytułowy bohater i jego kumple należą do wspomnianej wcześniej partii Narodowo-Bolszewickiej. Młodzieńcy są rozczarowani współczesną Rosją, uważają, że za komuny było lepiej. Wywodzą się z warstw, które przegrały w skutek przemian ustrojowych - ZSRR wspominają jako idylliczną krainę dzieciństwa. Są za młodzi by pamiętać gułagi, cenzurę, prześladowania obywateli. To skończeni idealiści - widzą niesprawiedliwość, biedę, niechęć państwa do pomocy i chcą coś z tym zrobić, a ze znają jedynie przemoc, to w tenże sposób postępują. Chuliganią, krzyczą - w pewnym momencie Sańkja wyjeżdża do Rygi, dokonać zamachu na antyrosyjsko nastawionego sędziego. Nacbole zdają sobie sprawę z beznadziei ich buntu, widzą, że włąściwie mało kto podziela ich poglądy, a wiele osób odnosi się do nich wrogo, ale mimo to robią swoje, bo "tak należy", bo chcą być w porządku ze swoim sumieniem.

To trochę współczesne Biesy, ale jednocześnie Anty-Biesy. Dostojewski swoich rewolucjonistów się bał, przedstawiał ich jako poważne zagrożenie dla ładu. U Prilepina jest na odwrót - to system jest zły, a rewolucja niesiona na barkach jego bohaterów może uratować Rosję.


Proza Prilepina jest poruszająca, wręcz chwytająca ze serce. Na pierwszy rzut oka, biorąc pod uwagę suchą biografię, można się spodziewać twardego nihilisty, skurwysyna-ludojada. A tu niespodzianka, po bliższym poznaniu jego twórczości ma się wrażenie, że to bardzo miły, (prawie) młody człowiek. Wrażliwy, uczuciowy - ciut niepasujący do otaczającej go rzeczywistości. Zdaje sobie sprawę z okrucieństwa świata i takim go opisuje - złym, pełnym bólu i okrucieństwa, dodając do niego jednak drobne elementy nadziei, trudno uchwytnego szczęścia, którego bohaterowie starają się za wszelką cenę trzymać. Dla Sańkji będą to przyjaciele i idea (nie ideologia), dla Jegora - wspomnienia o domu.

Szczerze polecam obie książki Prilepina. Mimo, że Patologie nie wnoszą za wiele do tematu wojny w Czeczeni, to jest to dobra literatura, trafnie opisująca tamtejszą sytuację z punktu widzenia zwykłego żołnierza. Sańkja z kolei bardzo udanie przedstawia obraz społeczno-polityczny wspołczesnej Rosji. Kolejna jego powieść - Czarna małpa - ma się ukazać w maju przyszłego roku. W wydawnictwie Stasiuka, oczywiście.



*Coś w tym jest, ale jego książka To ja, Ediczka jest naprawdę niezła. Chociaż bardziej mi pasuje jej francuski tytuł (w wolnym tłumaczeniu) Rosyjski poeta woli dużych murzynów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz