czwartek, 26 lipca 2012

Himilsbach (prawie) bez Maklakiewicza


Pewna dama idąc z synkiem zauważyła leżącego w rynsztoku pijaka. Pokazując na niego palcem, mówi do synka:
- Widzisz synku, jak się nie będziesz uczył, to tak skończysz.
Na co młodzieniec:
- Ależ mamo, to jest znany aktor i literat, Jan Himilsbach.
Wtedy Himilsbach podniósł głowę i grzecznie spytał:
- I co, głupio ci teraz, ty stara kurwo?! 




Taki podobno właśnie był Jan Himilsbach. Aktor, pisarz, czołowy pijak PRL-u. Większość osób kojarzy go głównie z filmów (Rejs, Wniebowzięci, Brunet wieczorową porą), opowiada się o nim anegdoty, podobne do tej przytoczonej wyżej, rzadko jednak mówi się o jego twórczości prozatorskiej. A szkoda, jego pisanina jest naprawdę dobra. Himilsbach-aktor był samoukiem, podobnie Himilsbach-autor. Pisał głównie o rzeczach znanych mu z autopsji - życiu prostego robola, bezrobotnego, pijaka. Przedstawiał  doły społeczne z całym  dobrodziejstwem inwentarza. Bohaterami jego opowiadań są zwykle żule, złodzieje, prostytutki i szeroko pojęty proletariat. Himilsbach doskonale oddawał klimat tych środowisk. Świat jego opowiadań jest okrutnym, nieprzyjemnym miejscem. Ludzie dzielą się na złych, słabych i zwyczajnie kombinujących jakby tu w miarę przeżyć do pierwszego. Polska w jego twórczości to z jednej strony kraj zniszczony przez wojnę, z drugiej ledwo, ledwo odbudowującym się pod władzą komunistyczną. Himilsbach subtelnie uderza w przedstawicieli nowej władzy i nowy porządek, drwi z sołżenicynowskich "wykształceńców". Dostrzega kalectwo ówczesnych elit i brak tych przedwojennych. Ludzi z wyższych sfer prawie u niego nie ma, a jeśli już się pojawiają to są to emigranci, lub jednostki zdegradowane społecznie, jak tytułowy bohater opowiadania Hrabia, który niedostawszy się, ze względu na pochodzenie, na żaden uniwersytet, zmuszony jest parać się kamieniarstwem.

Po tym co napisałem, można by pomyśleć, że proza Himilsbacha jest strasznie pesymistyczna. Otóż nie. Narrator podchodzi do opisywanych wydarzeń z pewnego rodzaju ludowym fatalizmem, miejscami przechodzącym w równie ludowy stoicyzmem.  Mimo, że autor nie oszczędza swoich bohaterów, oni sami zdają się tym zbytnio nie przejmować. Nie ma pieniędzy? Zdarza się, może kiedy indziej będą. Zgarnęli cię gliniarze? Też się zdarza. Matka ci umarła? No, i cóż na poradzisz, ludzie umierają - zdarza się. Przyjmują swój los takim, jaki jest, płyną z prądem, nie starając się na siłę zmieniać swojego życia. Do tego autorem rzuci od czasu do czasu jakimś żartem, doprawi zgryźliwostką  - ot, tak dla smaku. Miejscami wręcz kpi z mniejszych i większych dramatów swoich postaci, jakby mówił - a czymże jest twoje nieszczęście wobec całego świata? I większość opowiadań utrzymana jest w takim gorzko-słodko-kwaśnym smaku - proporcje bywają różne, przeważają te gdzie dominują klimaty ponuro-prześmiewcze, ale zdarzają się też takie, gdzie gorzkie komponenty ograniczone są do minimum.

Styl jest idealnie dopasowany do opisywanych sytuacji - surowy, pozbawiony zbędnych ozdobników, a jednocześnie soczysty i bardzo autentyczny. Szczególnie czuć to czytając dialogi - to jest po prostu żywy język ulicy wczesnego PRL-u.

Czujcie się zachęceni. Najlepiej zabrać się od razu za Opowiadania zebrane. Cegłę (600 stron jak w ryj) można zakupić po taniości we wszelkiej maści "tanich książkach".










Dodatkowo: żeby nie było, że Maklakiewicz pojawił się jeno jako morda w reklamie pewnego sklepu, prezentuję Maszinowy komiks Michała Rzecznika.


Niespodziewanie - kolejny odcinek cyklu "Powinniście słuchać więcej country", a w nim świeżynka i jednocześnie odgrzewany kotlet - piosenka Highwayman w wykonaniu Macieja Maleńczuka (zwanego Panem Maleńczukiem), Gienka Loski (zwanego Spierdalajżulu) Johna Portera (zwanego Kwaśnym Josephem) i Adama Nergala (zwanego Nergalem). Zwrotki #1 i #3 (śpiewane odpowiednio przez Nergala i Pana M.) wypadły bardzo sympatycznie, pozostałe raczej słabo. Czyli pół na pół. Najlepiej w tych fragmentach wyciszać sobie piosenkę i puszczać wykonanie prawdziwych Highwaymenów. A cała płyta - Psychocountry - jest raczej sympatyczna. Gdyby nie arcychujowa okładka, to mógłbym ją nawet polecić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz