niedziela, 11 kwietnia 2010

Sarmatia uboga

Przy niedzieli postanowiłem się wreszcie wybrać na wystawę Sarmatyzm. Sen o potędze. Pełen nadziei na ucztę dla oczu i ducha pomaszerowałem na Szczepańską, gdzie rzeczona się mieści. Na miejscu okazało się, że miśki z Muzeum Narodowego dały ciała. Temat potraktowano bardzo po macoszemu, jakby organizatorzy wstydzili się kultury sarmackiej, jako części naszej tożsamości narodowej. Wystawa została przygotowana niemalże wyłącznie dla ludzi, którzy nigdy w życiu z kulturą sarmacką nie mieli do czynienia. Ekspozycje upchnięto w kilku salkach na parterze kamienicy Szołayskich. Zbiory prezentują się mało okazale - cóż, przedstawienie przekroju 300 lat polskiej kultury i sztuki użytkowej na takim obszarze nie mogło wyjść dobrze. Wystawa zawiera sporo niezłych portretów, kilka ksiąg, parę ozdób, pasów i trochę oręża od Czartoryskich, oprócz tego jeden pokój poświecono na pokazanie jak styl sarmacki funkcjonował w późniejszych czasach. Dodatkowo można przymierzyć żupan (wow!) i kupić parę pamiątek (reprodukcji obrazów i tandetnych gadżetów pseudo-sarmackich) w muzealnym sklepiku. I tyle. Gdyby coś takiego organizowało muzeum w jakimś miasteczku powiatowym - wszystko byłoby w porządku, ale gdy temat podejmuje Muzeum Narodowe, reklamując go w dodatku plakatami rozwieszonymi w całym mieście, wymagania są dużo, dużo większe.

W miarę obiecująco prezentuje się cykl wykładów towarzyszących wystawie - szczególnie interesująco zapowiadają się odczyty dr hab. Andrzeja Waśko - Wpływ literatury pięknej na obraz sarmatyzmu w świadomości historycznej Polaków (29 IV o 18.00) i dr hab. Piotra Krasnego Barokowa kultura Sarmatów i Madziarów (11 V, również o 18.00). Tuszę, iż prelegenci nie powtórzą błędów muzealników i swoje wystąpienie przygotują rzetelnie.

Na pocieszenie puściłem sobie Jacka Kaczmarskiego - panie i panowie - Na starej mapie krajobraz utopijny.*



Przy okazji - nowa płyta Currenta 93, Baalstorm, Sing Omega (December 1971), ukazać się ma już 28 maja. Cieszymy się jak Wookie.

*Z płyty Sarmatia, oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz