sobota, 11 czerwca 2011
"Mamo, co to za miły pan w okularach?"
"- Synku, to David E. Williams. Gra na syntezatorze i śpiewa wesołe piosenki. Jak go ładnie poprosisz to może coś dla ciebie zagra.
- Proszę pana, proszę pana! A zaśpiewa pan jakąś piosenkę?
- A którą byś wolał? O kobiecie przygniecionej przez figurę świętego Franciszka, czy o dumnej rasie białych panów?
- O kobiecie.
- Dobrze, będzie o kobiecie.
Charlotte stops by the cemetery every evening after work. Talks to statues of Christ and the Virgin Mary and some minor saints who lurk.
And then one day, Saint Frances topples off the tomb of some bird lover and right onto her head.
And now like everyone else there, she's very, very dead.
Charlotte's found by some boy named Fred who's jerking off beside a grave.
He steals the glass eye from her head 'cause that's the kind of thing he likes to save."
David E. Williams jest geniuszem. Po prostu jest*. I to geniuszem tej miary co Kurt Vonnegut, Joseph Heller lub Roland Topor. Porównania literackie są jak najbardziej na miejscu, bo słuchając jego piosenek, zwraca się uwagę przede wszystkim na teksty. Okrutne, ironiczne, ponure i niesamowicie zabawne. Przynajmniej dla ludzi obdarzonych odpowiednią wrażliwością. W swoich balladach przedstawia bardzo pesymistyczną wizję naszego świata. Według Williamsa naszą planetę zamieszkują głównie dewianci, mordercy, kaleki, naziści i martwe płody. Ludzie umierają, chorują, toczą nędzne żywota i starają się uprzykrzać egzystencję innych. Nie ma nadziei na lepsze, czy chociażby odrobinę mniej złe jutro. Muzyk często przyjmuje perspektywę bezstronnego obserwatora, spokojnie opisującego zgniłą rzeczywistość. Śpiewa sucho, beznamiętnie, dając do zrozumienia słuchaczowi, że takie rzeczy się po prostu zdarzają i nikt nic na to nie poradzi. Cóż może być śmieszniejszego?
Wszystkie teksty są dostępne na stronie internetowej Williamsa: www.davidewilliams.com
Napisałem w poprzednim akapicie o dominującej roli tekstu, co mogłoby sugerować, że muzyka jest tylko dodatkiem. A to przecież nieprawda. Warstwa muzyczna jest integralną częścią utworu (Co nie znaczy, że teksty same w sobie się nie bronią. Bronią się, ale trochę mniej.) Tworzona przez niego muzyka to syntezatorowa** mieszanka rocka, industrialu, neo-folku i piosenki kabaretowej, doprawiona spokojnym, lecz miejscami lekko skrzeczącym wokalem. Melodie są równie mroczne jak słowa i idealnie podkreślają apokaliptyczny nastrój utworów.
Jego dyskografia nie powala rozmiarem - ot, cztery płyty, cztery epki i jedna składanka. Do tego jeden krążek nagrany wspólnie z Rozzem Williamsem (niespokrewnionym), liderem Christian Death. W 2007 roku ukazał się też album z coverami jego piosenek pt.: The Appeal Of Discarded Orthodoxy: A Tribute To David E. Williams. Wystąpili m. in. Rome, Spiritual Front, Changes i Blood Axis (jako Love Axis, hihihi).
Na zachętę piosenka o Ostatnim Królu Szkocji:
*A kto twierdzi inaczej, powinien zajść z wieczora do garażu swojego taty, znaleźć młotek i z całej siły uderzyć się nim w głowę.
**+ gitara Jerome'a Deppe'a (krótko o tym panu [a także samym Williamsie] na łamach Rękopisu Znalezionego W Arkham) i czasami inne instrumenty.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kurt Kobain* naszych czasów :) Bezsprzecznie jedna z najważniejszych postaci współczesnego songwraiterstwa... tylko szkoda że nikt tego nie zauważył :).A tak w ogóle to David jest teraz w koncertowym składzie Blood Axis i gra tam na klawiszach... Z tego co wiem były wstępne plany/rozmowy nt koncertu w Polsce (David by też sowlowo pocisnął)... niestety prozaicznych powodów jak brak kasy raczej do tego nie dojdzie.
OdpowiedzUsuńDzięki za linka do mnie! A CDry Jerome mam już wszystkie... niestety obiecałem nie wrzucać tego do sieci i muszę to uszanować...
*swojo drogo http://panpies.wrzuta.pl/audio/8468mIoSFQi/david_e._williams_-_heart-shaped_box
Trzeba się będzie udać na Litwę.
OdpowiedzUsuńjoseph heller jest wielki.
OdpowiedzUsuńdo dzisiaj pamiętam jak w wieku lat bodajże 16-17 po raz pierwszy sięgnęłam po paragraf22.
i choć chyba bardziej wolę "bóg wie"-
to owe pierwsze spotkanie, ten pierwszy raz z hellerem ;-) na zawsze zapamiętam.
McWatt znowu zawrócił, pomachał skrzydłami na pożegnanie, pomyślał: a, co tam, było nie było, i wbił się w zbocze góry.